Gatunek: Shōnen Ai
Anime/Manga: One Piece
Zoro & Luffy
The Promise
– Bakayaro! – wrzasnął Luffy, łapiąc ciężko oddech. – Jak śmiałeś!? Ty też masz swoje marzenie, co z nim?
Pomyślałeś o tym w ogóle!? Trzeba było
się zgodzić na te jego warunki, nie zważając na mnie. W zmian za moje
przekreślić swoje życie i swoje marzenie?! – Luffy upadł na kolana i uderzył
pięściami w ziemię. Zoro spojrzał na
niego z szokiem, oba policzki Mugiwary zdobiły ścieżki utworzone z łez. -
Naprawdę nisko upadłeś, Baka Zoro… – szept Luffiego w tym niemal pustym
pomieszczeniu był dla niego jak krzyk. –
Proszę… Nie rób tego więcej. Choćby nie
wiem jak było by ze mną źle, masz tego nie robić. Ceń swoje życie bardziej niż
moje. Obiecaj! – jego krzyk, niosący ze sobą rozkaz, rozniósł się echem po
pomieszczeniu. Roronoa zmierzył go nieodgadnionym spojrzeniem.
– Nie mogę tego zrobić – odparł krótko, patrząc prosto w
oczy swojego kapitana.
– Nande? – zapytał
rozpaczliwie Luffy. Na jego twarzy malowała się taka żałość, że Zoro miał
ochotę ulec jego prośbie. Mimo to, nie zrobił tego.
– Życie kapitana jest ważniejsze niż reszty załogi, a ja
jako jej część nie mogę pozwolić ci umrzeć – spojrzenie szermierza złagodniało.
Wyciągnął prawą dłoń przed siebie i pogładził nią policzek kapitana. Chwycił go
delikatnie za podbródek i uniósł jego głowę. – Spójrz na mnie – Luffy otworzył
oczy i wykonał polecenie. – Jestem tu, prawda? – tym razem uchwycił jego dłoń i
przyłożył do swojej piersi. –Moje serce wciąż bije. Czujesz to, prawda? To
oznacza, że żyję. Czego chcesz więcej? Ciesz się chwilą Luffy, bo będę tym
który sprawi, że zostaniesz Królem Piratów – oznajmił z takim przekonaniem i pewnością
siebie, że Luffy aż zamarł ze zdziwienia. – A jedyną osobą, o którą należy się martwić
jesteś ty. Twoje zapewnianie, że Ace’owi nic nie będzie,
to tylko czcze gadanie. Sam nawet w to nie wierzysz. Nieprawdaż? – Luffy
spuścił ze wstydem głowę i wbił wzrok w ziemię, nie mogąc spojrzeć szermierzowi
w oczy.
– Nic się przed tobą nie ukryje, co Zoro? Zawsze wszystko
zauważysz lepiej niż inni. To jest darem, a zarazem przekleństwem, gdy ktoś wie
o czym myślisz, co czujesz… Naprawdę jesteś najlepszy. Hontoni – w ciemnościach pojawił się
jedynie jego smutny uśmiech.
– Odpoczywaj, twoje rany jeszcze się nie wyleczyły. I nawet się nie waż
wychodzi ć z łóżka, bo tego ci już nie odpuszczę – Luffy wstał, a następnie skierował się w
stronę wyjścia. Otworzył drzwi i przystanął w miejscu. – Cieszę się, że żyjesz. Tylko to się dla
mnie liczy – powiedział, nie odwracając się za siebie, po czym opuścił
pomieszczenie.
Gdy tylko drzwi za Luffy’m zamknęły się, Zoro położył się z
powrotem w łóżku i wbił nieobecny, zamyślony wzrok w sufit.
Zawsze cię
obserwowałem Luffy, byłem dumny z tego, że dane było mi być tym pierwszym w
twojej załodze. Tylko chwila uwagi, którą poświęcałeś innym, wystarczała żebym czuł w sercu zazdrość , której nie
rozumiałem. Choć może teraz już bardziej ją rozumiem? Albo bardziej adekwatnym
byłoby powiedzenie, że znam już przyczynę tej zazdrości. Nie byłbym jednak w
stanie ci jej zdradzić. Jeszcze nie teraz. Moim obowiązkiem jest ciebie chronić.
Teraz tylko na tym postanowiłem się skupić
i jak tylko pomyślę, jaki ból
musiałeś wtedy czuć przez Kumę, mój podziw do ciebie i chęć chronienia cię wzrasta.
Wystarczyła go tylko odrobina, by całym mym ciałem wstrząsnęło. Wiem, że jesteś
z gumy, ale jesteś też tylko człowiekiem. Nie poradziłbyś sobie z całym tym
cierpieniem sam, choć może wyglądałbyś wtedy lepiej niż ja w tej chwili – pomyślał
z rozbawieniem Zoro. – To, co prezentujesz całą swoją osobą, gdy
patrzę na ciebie w boju, przeraża mnie. Nie wahasz się, nie okazujesz strachu.
Wygląda to tak, jakbyś prowokował śmierć, lecz ona po ciebie nie przychodzi, ale gdy już się
zjawia... Wymykasz się jej. Jesteś zagadką, którą trzeba rozwiązać, ale nie można.
Strach przed odpowiedzią na to nie pozwala. Może kiedyś ty sam zdradzisz mi
swój sekret? Kto wie... O tym będę mógł przekonać się jedynie z czasem.
Dlatego obiecuję ci Luffy, że nie opuszczę cię aż do chwili, gdy spełni się twoje marzenie. Bo to, że znajdziesz One Piece i zostaniesz Królem Piratów nie ma dla mnie żadnych wątpliwości.
Dlatego obiecuję ci Luffy, że nie opuszczę cię aż do chwili, gdy spełni się twoje marzenie. Bo to, że znajdziesz One Piece i zostaniesz Królem Piratów nie ma dla mnie żadnych wątpliwości.
Usta Zoro wykrzywił delikatny uśmiech, a powieki zakryły
jego oczy. Mężczyzna poczuł nagły przypływ determinacji, który spowodowały jego
myśli. Wiedział już jakie uczucia nim targają. Już potrafił je wszystkie nazwać
i dlatego też był przekonany, że to co powiedział swojemu najdroższemu
kapitanowi, było obietnicą życia. Choćby miał porzucić swoje własne marzenie,
choćby miał stracić życie, pomoże Luffiemu wspiąć się na sam szczyt. Bo Monkey
D. Luffy był tego wart - w końcu był Jego kapitanem.
Hej, hej,
OdpowiedzUsuńoch jestem szczęśliwa zaskoczyłaś mnie tektem tutaj, niestety no właśnie jest nie przeczytany, ale to nadrobię w najbliższym czasie... mam remont w domu i nie mam kiedy tak usiąść i coś przeczytać, ale wiedz, że umieściłam ten blog na pierwszym miejscu jak tylko znajdę możliwość przeczytania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cześć Basiu! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wciąż odwiedzasz tego bloga. Coś o remontach wiem, więc wiem też jak to jest nie mieć przez niego na coś czasu. Byleby się udał ;) I dziękuję - wena się zawsze przydaje, a twoja pamięć o moich wypocinach to tylko ją wspomaga. Postaram się coś jeszcze wrzucić w najbliższym czasie ;)
UsuńPozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńautorko tak trafiłam tutaj i muszę powiedzieć, że Twoje teksty są fantastyczne, wiele uczuć, emocji się tutaj pojawia i jest pięknie... (cóż nie umiem komentować takich tekstów) zabieram się za czytanie pozostalych tutaj tekstów, jak i opowiadania na drugim blogu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak pięknie, Zero troszczy się o niego, che go chronić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia