Gatunek: Shōnen Ai
Anime/Manga: One Piece
Zoro/Luffy, Luffy/Zoro
Samotne Serce
"Samotne serca płaczą nocą, gdy nie widzi ich nikt.
Spragnione odrobiny czułości..."
Spragnione odrobiny czułości..."
- A więc… Kampai! –
krzyknęła wesoło Nami. Pozostali unieśli wysoko swe kufle i zawtórowali jej
przy akompaniamencie muzyki, którą Brook grał na swoich skrzypcach.
- Kampai! Za ponowne
spotkanie po dwóch długich latach! – jednogłośnie wznieśli toast Ussop i
Chopper, przy czym wszyscy zanieśli się wesołym i szczerym śmiechem. Przy
kuchennym stole panowała miła i przyjemna atmosfera. Każdy z załogi świetnie
się bawił i cieszył, że wszyscy znowu są razem, cali i zdrowi. Ogarnięci
euforią, która nimi zawładnęła nie zauważyli nawet, że kogoś zabrakło i była to
osoba najważniejsza na statku. Jej nieobecność spostrzegła tylko jedna osoba.
Chopper i Usopp opowiadali sobie nawzajem przygody, jakie przeżyli w ciągu tych
dwóch lat spędzonych na treningu, Brook i Franky wznosili kolejny toast
zalewając się w trupa, choć w przypadku Brooka było to nie możliwe, gdyż już
nim był. Sanji natomiast latał naokoło dwóch i jedynych na pokładzie pań,
serwując im najlepsze desery jakie udało mu się przygotować. Zoro wywrócił
jedynie oczami, patrząc na to z politowaniem i wyzywając w myślach kucharza od
najgorszych. Wziął swój kufel z piwem i wymknął się niepostrzeżenie z
pomieszczenia.
Na
statku panowała cisza, którą zakłócały jedynie odgłosy dobywające się zza drzwi
kuchni, które przed minutą za sobą zamknął. Rozglądnął się wokół siebie ze
skupieniem wymalowanym na twarzy, po czym skierował w stronę kajut. Każda
kolejna, którą sprawdzał, począwszy od tej pierwszej a kończąc na ostatniej,
była pusta. Wszedł po schodach na sam pokład, który również świecił pustkami i
przystaną w miejscu. Rozglądnął się z niepokojem. Nie sprawdził jeszcze tylko
jednego miejsca. Skierował wzrok ku górze, prosto na maszt, po czym podszedł do
niego i powoli zaczął się po nim wspinać.
Wiatr zawiał silnie,
poruszając żaglami i targając jego czarną koszulą, na co zadrżał lekko. Po
krótkiej chwili wspinania znalazł się w bocianim gnieździe (punkcie
obserwacyjnym). Na jego dnie leżał chłopiec, któremu czarne włosy opadały na
lekko przymknięte oczy, a słomiany kapelusz przykrywający głowę rzucał cień na
twarz, dodając mu dozy tajemniczości. Jedyne co rzucało się w oczy, to blizna
pod lewym okiem. Zoro westchnął cicho z ulgą i spojrzał zmartwiony na swojego
kapitana.
- Przeziębisz się –
szepnął, kucając przy nim i odgarniając mu z oczu grzywkę. Rozglądnął się wokół
siebie, aż jego wzrok natrafił na puszysty czerwony koc w kratkę. Wziął go do
rąk, po czym rozłożywszy go, przykrył nim bruneta. Sam natomiast usiadł po jego
przeciwnej stronie, opierając się o drewnianą ścianę gniazda i obserwując
usiane gwiazdami niebo.
- Głupi kapitan, który
nigdy o niczym nie myśli – mruknął pod nosem z nutką irytacji, wspominając
jego ciągłe, lekkomyślne zachowanie. Zadrżał ponownie pod wpływem
chłodnego wiatru, więc wstał po chwili z zamiarem udania się po coś
cieplejszego dla siebie. Z niemałym zaskoczeniem poczuł jednak opór.
Niespodziewanie, nie z własnej woli obrócił się wokół własnej osi i upadł na
kolana. Zszokowany otworzył powoli oczy, które na ten ułamek sekundy przymknął.
Wpatrywał się w dwa czarne niczym węgiel punkciki, znajdujące się przed jego
oczami, a następnie poczuł gorący oddech, który owiał jego twarz.
- Kogo nazywasz
głupim? – usłyszał tuż przy uchu cichy szept. Zoro zadrżał, tym razem z innego
powodu. Zupełnie zapomniał, że było mu zimno, bo nagle poczuł, rozpalający jego
wnętrze ogień. – I nie myślącym? – usłyszał ponownie, lecz tym razem głos
kapitana był głośniejszy. Roronoa spróbował się uwolnić z jego uchwytu,
lecz nadaremnie. Uchwyt bruneta był stalowy.
- Ciebie – odpowiedział,
poddając się w końcu. – Zniknąłeś, Luffy. A to u ciebie rzadkie, że odrywasz
się od jedzenia i swoich nakama, wybierając samotność. Coś cię dręczy, prawda?
– spytał, patrząc kapitanowi głęboko w oczy, szukając w nich jakiejkolwiek
odpowiedzi. Niestety poszukiwania spełzły na niczym. Z tych dwóch czarnych jak
noc punkcików kompletnie nic nie dało się wyczytać.
- To najpierw może ty
powiedz, komu udało się zrobić tą uroczą pamiątkę na twoim prawym oku? –
odparł, zmieniając kompletnie temat. Zoro domyślił się, że Luffy celowo chce
uniknąć odpowiedzi, więc nie chciał w to wnikać. Potarł kciukiem bliznę.
- O tym mówisz? To
pamiątka po treningu z Mihawk’iem – odparł, krzywiąc się ze zniesmaczeniem na
samo wspomnienie o tym. Do rzeczywistości brutalnie przywrócił go Luffy,
który oplótł go nogami w pasie, nie chcąc puścić, a następnie przykrył ich obu
kocem.
- Ne, Zoro. Życie jest
ulotne, nie uważasz? - powiedział niespodziewanie, zaskakując tym szermierza. -
Żyjesz i robisz wiele dobrych rzeczy, których nikt nie dostrzega, widząc tylko
te złe. Następnie zupełnie niespodziewanie zostajesz zabity i myślisz, że
również zapomniany. Jednak trzeba pamiętać, że w sercach bliskich ludzi
zostaniemy na zawsze, zawsze będziemy istnieć. Nie ważne w jakiej postaci.
Pamiętaj o tym, dobrze? – Zoro był zszokowany. Wypowiedź bruneta kompletnie nim
wstrząsnęła. Nigdy bowiem nie dane mu było słyszeć z jego ust tak mądrych
słów. Szybko jednak się otrząsnął.
- Będę pamiętać -
zapewnił całkiem poważnie. - Ale co cię tak nagle naszło? – Luffy pokręcił
jedynie głową.
- Nic. Kompletnie nic,
Zoro. Mówię z doświadczenia, dlatego chcę, żebyś to wiedział. Znałem wiele
osób, które zginęły, myśląc, że zostaną zapomniani. Sam także byłem na granicy
śmierci i miałem takie myśli, dlatego nie chcę byś i ty tego doświadczył –
powiedział cicho i momentalnie Zoro zrozumiał.
- Ty dalej to
wspominasz, prawda? To, to cię cały czas męczy, mam rację? – Luffy spojrzał na
niego z niezrozumieniem, ale Zoro wiedział, że to tylko gra. Kolejna maska,
którą na siebie zakładał, nie pozwalając nikomu dojrzeć co się za nią kryje.
- O co ci chodzi Zoro?
- Mówię o Ace’ie.
Śmierć twojego brata cały czas nie daje ci spokoju, nie możesz o tym
zapomnieć i cały czas się o to winisz. Jeśli nie, to powiedz, że się mylę
- zażądał stanowczo, marszcząc przy tym brwi. Luffy spuścił wzrok, unikając jego
spojrzenia. Teraz wyglądał jak zagubiony chłopiec, którego zganili rodzice, a
których Luffy nigdy nie miał. Puścił szermierza, kuląc się w sobie. W tej
chwili wyglądał tak bezbronnie, że serce Zoro zmiękło.
- Masz rację, tak
właśnie jest - rzekł Luffy. - Na domiar złego, dzisiaj jest rocznica jego
śmierci, dlatego jego odejście nawiedza mnie ze zdwojoną siłą – jego głos się
załamał. Już nie był taki pewny siebie, jak przed chwilą. Zoro patrzył na niego
z troską i ze współczuciem. Chwycił kapitana za ramiona i przyciągnął do
siebie, tuląc z całych sił do piersi.
- Nie musisz tego dusić w
sobie, Luffy. Nie jesteś sam. Masz swoją załogę. Nas, swoich nakama – wyszeptał
mu do ucha szermierz.
- Arigato, Zoro.
- Głupku. Za co ty mi
znowu dziękujesz? – spytał, głaszcząc go czule po głowie.
- Za wszystko. I za
to, że jesteś – mruknął z wdzięcznością kapitan, odwzajemniając w końcu jego
uścisk.
- Naprawdę nie masz
już za co dziękować – słowa Zoro ociekały ironią. Złapał bruneta za oba
nadgarstki i niespodziewanie przyszpilił go do podłogi, przytrzymują mu dłonie
nad głową. – Tyle wycierpiałeś i nic nikomu o tym nie mówisz. Dusisz wszystko w
sobie, odgradzając się murem i cierpiąc w milczeniu. Zrozum w końcu, że wszyscy
się o ciebie martwią, Luffy – oznajmił twardo patrząc mu w oczy i wprawiając
swojego kapitana w zaskoczenie. Widział to w jego oczach, ale nie tylko to.
Widział w nich również coś, co pchnęło go do działania, coś co napawało go
szczęściem i jednocześnie niepokojem. Przejechał delikatnie kciukiem po jego
wąskich wargach.
- Z-Zoro? – wyjąkał
zawstydzony Luffy, a na oba jego policzki wpełzły sporej wielkości rumieńce,
które skrywała noc.
- Ci… - uciszył go
skutecznie szermierz, przykładając mu palec do ust. Pogładził go delikatnie z
niespotykaną u niego czułością po policzku, po czym brutalnie wpił się w jego
wargi. Nie napotykając żadnego oporu, rozchylił je swoim językiem, wprowadzając
go do środka i dokładnie badając nim jego podniebienie. Luffy westchnął wprost
w jego usta, poddając się przyjemności. W końcu ta tama puściła i na wierzch
wypłynęły uczucia, które tłumili w sobie przez długi czas. Po chwili Zoro
oderwał się od niego i wlepił w kapitana rozpalone pożądaniem spojrzenie, które
Luffy z równą żarliwością odwzajemnił.
- Ty się o mnie
martwisz, a to w zupełności mi wystarcza. – mruknął z zadowoleniem brunet,
przyciągając zaskoczonego szermierza jeszcze bliżej siebie. – Wiesz co, Zoro?
Chyba cię kocham – mruknął Luffy, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i
chichocząc cicho.
- Ja ciebie też
głuptasie. Ja ciebie też – odpowiedział Roronoa, wracając do wcześniej
przerwanej czynności i zapominając o całym otaczającym go świecie.
.
Hej, jestem z http://trembling-warmth.blogspot.com , pojawił się nowy rozdział po 21434723642 latach świetlnych, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały one-shot, rewelacyjnie się go czytało, jest przepełniony uczuciami, które wspaniale opisujesz... Mam nadzieję, ze jeszcze coś się tutaj pojawi...
Weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję, wena jak najbardziej mi się przyda ;)
UsuńCieszę się, że ci się podobał :) Właśnie z opisywaniem uczuc zawsze mam problemy, dlatego cieszę się, że chociaż w pewnym stopniu udało mi się je wyrazic w tym one-shocie.
I napewno jeszcze tu coś dodam. I niekoniecznie związanego z mangą czy anime, ale takowe też będą xd.
Pozdrawiam!
Hej bardzo fajne aż mi się ciepło zrobiło :) Czekam na więcej . ;D
UsuńNie jestem jakimś dzieciakiem, czytam ffi z reguły bez względu na to, jak są napisane, ale potrafię określić mimo to czy dobrze, czy nie do końca. W tym przypadku (ha! Zawstydzilaś mnie tym!) jestem zmuszona stwierdzić, że na moje oko napisany jest wręcz perfekcyjnie. :)) Czyta się bardzo miło, ładnie dobrane słowa, opisy ewidentnie bez zastrzeżeń. Wciąga, jest ciekawy. Świetna robota! Oczarowałaś mnie, kobieto. ^^
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtekst wspaniały, rewelacyjnie się go czytało, przepełniony wszelkimi uczuciami, które zresztą wspaniale opisałaś...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga