poniedziałek, 3 października 2011

Oneshot - One Piece

Gatunek: Shōnen Ai
Anime/Manga: One Piece
Zoro/Luffy, Luffy/Zoro

Samotne Serce


"Samotne serca płaczą nocą, gdy nie widzi ich nikt.
Spragnione odrobiny czułości..."

- A więc… Kampai! – krzyknęła wesoło Nami. Pozostali unieśli wysoko swe kufle i zawtórowali jej przy akompaniamencie muzyki, którą Brook grał na swoich skrzypcach.
- Kampai! Za ponowne spotkanie po dwóch długich latach! – jednogłośnie wznieśli toast Ussop i Chopper, przy czym wszyscy zanieśli się wesołym i szczerym śmiechem. Przy kuchennym stole panowała miła i przyjemna atmosfera. Każdy z załogi świetnie się bawił i cieszył, że wszyscy znowu są razem, cali i zdrowi. Ogarnięci euforią, która nimi zawładnęła nie zauważyli nawet, że kogoś zabrakło i była to osoba najważniejsza na statku. Jej nieobecność spostrzegła tylko jedna osoba.
    Chopper i Usopp opowiadali sobie nawzajem przygody, jakie przeżyli w ciągu tych dwóch lat spędzonych na treningu, Brook i Franky wznosili kolejny toast zalewając się w trupa, choć w przypadku Brooka było to nie możliwe, gdyż już nim był. Sanji natomiast latał naokoło dwóch i jedynych na pokładzie pań, serwując im najlepsze desery jakie udało mu się przygotować. Zoro wywrócił jedynie oczami, patrząc na to z politowaniem i wyzywając w myślach kucharza od najgorszych. Wziął swój kufel z piwem i wymknął się niepostrzeżenie z pomieszczenia. 
    Na statku panowała cisza, którą zakłócały jedynie odgłosy dobywające się zza drzwi kuchni, które przed minutą za sobą zamknął. Rozglądnął się wokół siebie ze skupieniem wymalowanym na twarzy, po czym skierował w stronę kajut. Każda kolejna, którą sprawdzał, począwszy od tej pierwszej a kończąc na ostatniej, była pusta. Wszedł po schodach na sam pokład, który również świecił pustkami i przystaną w miejscu. Rozglądnął się z niepokojem. Nie sprawdził jeszcze tylko jednego miejsca. Skierował wzrok ku górze, prosto na maszt, po czym podszedł do niego i powoli zaczął się po nim wspinać. 
Wiatr zawiał silnie, poruszając żaglami i targając jego czarną koszulą, na co zadrżał lekko. Po krótkiej chwili wspinania znalazł się w bocianim gnieździe (punkcie obserwacyjnym). Na jego dnie leżał chłopiec, któremu czarne włosy opadały na lekko przymknięte oczy, a słomiany kapelusz przykrywający głowę rzucał cień na twarz, dodając mu dozy tajemniczości. Jedyne co rzucało się w oczy, to blizna pod lewym okiem. Zoro westchnął cicho z ulgą i spojrzał zmartwiony na swojego kapitana.  
- Przeziębisz się – szepnął, kucając przy nim i odgarniając mu z oczu grzywkę. Rozglądnął się wokół siebie, aż jego wzrok natrafił na puszysty czerwony koc w kratkę. Wziął go do rąk, po czym rozłożywszy go, przykrył nim bruneta. Sam natomiast usiadł po jego przeciwnej stronie, opierając się o drewnianą ścianę gniazda i obserwując usiane gwiazdami niebo.
- Głupi kapitan, który nigdy o niczym nie myśli – mruknął pod nosem z nutką irytacji, wspominając jego  ciągłe, lekkomyślne zachowanie. Zadrżał ponownie pod wpływem chłodnego wiatru, więc wstał po chwili z zamiarem udania się po coś cieplejszego dla siebie. Z niemałym zaskoczeniem poczuł jednak opór. Niespodziewanie, nie z własnej woli obrócił się wokół własnej osi i upadł na kolana. Zszokowany otworzył powoli oczy, które na ten ułamek sekundy przymknął. Wpatrywał się w dwa czarne niczym węgiel punkciki, znajdujące się przed jego oczami, a następnie poczuł gorący oddech, który owiał jego twarz.
- Kogo nazywasz głupim? – usłyszał tuż przy uchu cichy szept. Zoro zadrżał, tym razem z innego powodu. Zupełnie zapomniał, że było mu zimno, bo nagle poczuł, rozpalający jego wnętrze ogień. – I nie myślącym? – usłyszał ponownie, lecz tym razem głos kapitana był głośniejszy. Roronoa spróbował się uwolnić z jego uchwytu, lecz nadaremnie. Uchwyt bruneta był stalowy.
- Ciebie – odpowiedział, poddając się w końcu. – Zniknąłeś, Luffy. A to u ciebie rzadkie, że odrywasz się od jedzenia i swoich nakama, wybierając samotność. Coś cię dręczy, prawda? – spytał, patrząc kapitanowi głęboko w oczy, szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi. Niestety poszukiwania spełzły na niczym. Z tych dwóch czarnych jak noc punkcików kompletnie nic nie dało się wyczytać.
- To najpierw może ty powiedz, komu udało się zrobić tą uroczą pamiątkę na twoim prawym oku? – odparł, zmieniając kompletnie temat. Zoro domyślił się, że Luffy celowo chce uniknąć odpowiedzi, więc nie chciał w to wnikać. Potarł kciukiem bliznę.
- O tym mówisz? To pamiątka po treningu z Mihawk’iem – odparł, krzywiąc się ze zniesmaczeniem na samo wspomnienie o tym.  Do rzeczywistości brutalnie przywrócił go Luffy, który oplótł go nogami w pasie, nie chcąc puścić, a następnie przykrył ich obu kocem.
- Ne, Zoro. Życie jest ulotne, nie uważasz? - powiedział niespodziewanie, zaskakując tym szermierza. - Żyjesz i robisz wiele dobrych rzeczy, których nikt nie dostrzega, widząc tylko te złe. Następnie zupełnie niespodziewanie zostajesz zabity i myślisz, że również zapomniany. Jednak trzeba pamiętać, że w sercach bliskich ludzi zostaniemy na zawsze, zawsze będziemy istnieć. Nie ważne w jakiej postaci. Pamiętaj o tym, dobrze? – Zoro był zszokowany. Wypowiedź bruneta kompletnie nim wstrząsnęła. Nigdy bowiem nie dane mu było słyszeć z jego ust tak mądrych słów. Szybko jednak się otrząsnął.
- Będę pamiętać - zapewnił całkiem poważnie. - Ale co cię tak nagle naszło? – Luffy pokręcił jedynie głową.
- Nic. Kompletnie nic, Zoro. Mówię z doświadczenia, dlatego chcę, żebyś to wiedział. Znałem wiele osób, które zginęły, myśląc, że zostaną zapomniani. Sam także byłem na granicy śmierci i miałem takie myśli, dlatego nie chcę byś i ty tego doświadczył – powiedział cicho i momentalnie Zoro zrozumiał.
- Ty dalej to wspominasz, prawda? To, to cię cały czas męczy, mam rację? – Luffy spojrzał na niego z niezrozumieniem, ale Zoro wiedział, że to tylko gra. Kolejna maska, którą na siebie zakładał, nie pozwalając nikomu dojrzeć co się za nią kryje.
- O co ci chodzi Zoro?
- Mówię o Ace’ie. Śmierć twojego brata cały czas nie daje ci spokoju, nie możesz o tym zapomnieć i cały czas się o to winisz. Jeśli nie, to powiedz, że się mylę - zażądał stanowczo, marszcząc przy tym brwi. Luffy spuścił wzrok, unikając jego spojrzenia. Teraz wyglądał jak zagubiony chłopiec, którego zganili rodzice, a których Luffy nigdy nie miał. Puścił szermierza, kuląc się w sobie. W tej chwili wyglądał tak bezbronnie, że serce Zoro zmiękło.
- Masz rację, tak właśnie jest - rzekł Luffy. - Na domiar złego, dzisiaj jest rocznica jego śmierci, dlatego jego odejście nawiedza mnie ze zdwojoną siłą – jego głos się załamał. Już nie był taki pewny siebie, jak przed chwilą. Zoro patrzył na niego z troską i ze współczuciem. Chwycił kapitana za ramiona i przyciągnął do siebie, tuląc z całych sił do piersi.
- Nie musisz tego dusić w sobie, Luffy. Nie jesteś sam. Masz swoją załogę. Nas, swoich nakama – wyszeptał mu do ucha szermierz.
- Arigato, Zoro.
- Głupku. Za co ty mi znowu dziękujesz? – spytał, głaszcząc go czule po głowie.
- Za wszystko. I za to, że jesteś – mruknął z wdzięcznością kapitan, odwzajemniając w końcu jego uścisk.
- Naprawdę nie masz już za co dziękować – słowa Zoro ociekały ironią. Złapał bruneta za oba nadgarstki i niespodziewanie przyszpilił go do podłogi, przytrzymują mu dłonie nad głową. – Tyle wycierpiałeś i nic nikomu o tym nie mówisz. Dusisz wszystko w sobie, odgradzając się murem i cierpiąc w milczeniu. Zrozum w końcu, że wszyscy się o ciebie martwią, Luffy – oznajmił twardo patrząc mu w oczy i wprawiając swojego kapitana w zaskoczenie. Widział to w jego oczach, ale nie tylko to. Widział w nich również coś, co pchnęło go do działania, coś co napawało go szczęściem i jednocześnie niepokojem. Przejechał delikatnie kciukiem po jego wąskich wargach.
- Z-Zoro? – wyjąkał zawstydzony Luffy, a na oba jego policzki wpełzły sporej wielkości rumieńce, które skrywała noc.
- Ci… - uciszył go skutecznie szermierz, przykładając mu palec do ust. Pogładził go delikatnie z niespotykaną u niego czułością po policzku, po czym brutalnie wpił się w jego wargi. Nie napotykając żadnego oporu, rozchylił je swoim językiem, wprowadzając go do środka i dokładnie badając nim jego podniebienie. Luffy westchnął wprost w jego usta, poddając się przyjemności. W końcu ta tama puściła i na wierzch wypłynęły uczucia, które tłumili w sobie przez długi czas. Po chwili Zoro oderwał się od niego i wlepił w kapitana rozpalone pożądaniem spojrzenie, które Luffy z równą żarliwością odwzajemnił.
- Ty się o mnie martwisz, a to w zupełności mi wystarcza. – mruknął z zadowoleniem brunet, przyciągając zaskoczonego szermierza jeszcze bliżej siebie. – Wiesz co, Zoro? Chyba cię kocham –  mruknął Luffy, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i chichocząc cicho.
- Ja ciebie też głuptasie. Ja ciebie też – odpowiedział Roronoa, wracając do wcześniej przerwanej czynności i zapominając o całym otaczającym go świecie.




.

6 komentarzy:

  1. Hej, jestem z http://trembling-warmth.blogspot.com , pojawił się nowy rozdział po 21434723642 latach świetlnych, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    wspaniały one-shot, rewelacyjnie się go czytało, jest przepełniony uczuciami, które wspaniale opisujesz... Mam nadzieję, ze jeszcze coś się tutaj pojawi...
    Weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wena jak najbardziej mi się przyda ;)
      Cieszę się, że ci się podobał :) Właśnie z opisywaniem uczuc zawsze mam problemy, dlatego cieszę się, że chociaż w pewnym stopniu udało mi się je wyrazic w tym one-shocie.
      I napewno jeszcze tu coś dodam. I niekoniecznie związanego z mangą czy anime, ale takowe też będą xd.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Hej bardzo fajne aż mi się ciepło zrobiło :) Czekam na więcej . ;D

      Usuń
  3. Nie jestem jakimś dzieciakiem, czytam ffi z reguły bez względu na to, jak są napisane, ale potrafię określić mimo to czy dobrze, czy nie do końca. W tym przypadku (ha! Zawstydzilaś mnie tym!) jestem zmuszona stwierdzić, że na moje oko napisany jest wręcz perfekcyjnie. :)) Czyta się bardzo miło, ładnie dobrane słowa, opisy ewidentnie bez zastrzeżeń. Wciąga, jest ciekawy. Świetna robota! Oczarowałaś mnie, kobieto. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    tekst wspaniały, rewelacyjnie się go czytało, przepełniony wszelkimi uczuciami, które zresztą wspaniale opisałaś...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń